(ŁOBEZ ) Od jakiegoś czasu nasze miasto stało się bardzo łakomym kąskiem dla sieci telefonii komórkowych. Po próbach zainstalowania anten na Urzędzie Miejskim i na kościele, przedstawiciele jednej z takich firm złożyli propozycję, za pośrednictwem „Administratora”, wspólnocie z ulicy Kościuszki w Łobzie.
Zebranie tej wspólnoty, jakie odbyło się w zeszłym tygodniu, nie przyniosło rozstrzygnięcia w kwestii anteny.
Na zebranie to zostałam zaproszona, jako przedstawiciel lokalnej prasy, przez część lokatorów. Po przybyciu na miejsce poprosiłam jedną z pracownic firmy „Administrator”, bo w ich siedzibie odbywało się zebranie, o powiadomienie lokatorów i prowadzących spotkanie o moim przybyciu. Zza drzwi doszły mnie odgłosy bardzo ożywionej dyskusji, a po chwili jedna z lokatorek poprosiła, abym weszła na salę. Jak się dowiedziałam, odbyło się głosowanie i większość członków wspólnoty zgodziła się na moją obecność. Kiedy jednak Hanna Janiec dowiedziała się, że jestem z „Tygodnika Łobeskiego”, kategorycznie zażądała ode mnie, abym opuściła salę, gdyż - jak powiedziała - jest w sporze sądowym z naszą gazetą i dlatego muszę opuścić salę. Również pan siedzący obok pani Janiec na wieść o tym, że jestem z prasy chciał żebym wyszła. Sprzeciwiła się temu część lokatorów mówiąc, że spory z gazetą pani Janiec to jej sprawa, a zebranie dotyczy nie tylko tej wspólnoty, ale i innych mieszkańców Łobza.
W tym momencie przedstawiciel telefonii komórkowej oświadczył, że jeśli nie opuszczę sali, to on ją opuści, co też po chwili, ku zdumnieniu lokatorów, uczynił. Ja także wyszłam z sali, na której rozgorzała dyskusja.
Swoje oburzenie przybyciem prasy na - jak to określił - „robocze spotkanie”, wyraził pan Teofil Kapla. – Ogłosiliśmy zebranie prawidłowo, na piśmie, z określeniem tematu zebrania, a wy tu od razu ściągacie prasę i telewizję. A to jest nasze zebranie i po co taki rozgłos – mówił. Nie zgodziła się z nim jedna z lokatorek. – Nasza ewentualna pozytywna decyzja będzie miała wpływ na wielu mieszkańców naszego miasta i na młodzież uczącą się w budynku obok (chodzi o gimnazjum przyp. red.) – tłumaczyła.
- Chciałbym wiedzieć, jakie to są pieniądze z tej anteny i na co moglibyśmy je przeznaczyć. A po drugie wszyscy są najeżeni, że to jest nie wiadomo jaka szkodliwość, a jest tak, że ta szkodliwość to jest, ale na odległość. Ci, co mieszkają pod tą anteną bezpośrednio, to nie są narażeni. Szkoła jest za blisko, może dopiero ci z budynku na Wybickiego byliby zagrożeni – tłumaczył jeden z lokatorów.
- Zalety są duże, bo jest to rocznie prawie 20 tysięcy, a przez 10 lat to dużo –wyjaśniał ktoś z Zarządu wspólnoty.
- Proszę pana, pieniądze to nie wszystko, a zdrowie? – ripostowała jedna z pań.
Z informacji, jakie uzyskaliśmy wynika, że przeciwko zainstalowaniu anteny opowiedziało się 9 z 28 właścicieli lokali; reszta jest niezdecydowana.
P.S. Po spotkaniu dowiedzieliśmy się, że Telefonia komórkowa złożyła ofertę również Spółdzielni Mieszkaniowej „Jutrzenka” i Urzędowi Miejskiemu.