(POWIAT) Afera na całą Polskę
Choć wydarzenie to miało miejsce w malutkim Wiewiecku (gm. Węgorzyno), to dowiedziała się i dyskutowała o nim niemal cała Polska. Jak można się było dowiedzieć z telewizji - policjanci na oczach ludzi zastrzelili tam dwa psy. Psy, które podobno były niegroźne i nikomu nie przeszkadzały. Czy tak było naprawdę?
O wyjaśnienia w tej sprawie zwróciliśmy się do Roberta Kazienki – rzecznika prasowego policji w Łobzie.
– W niedzielę, 28 października, około godziny 11.30, dyżurny policji odebrał telefon od jednego z mieszkańców Wiewiecka. Poinformował on, że od kilku dni po terenie wałęsają się dwa duże i niebezpieczne psy. Twierdził, że wcześniej próbowały już atakować jego i dzieci. Wcześniej zagryzły i częściowo zjadły dzika, próbowały też zagryźć jałówkę. Mężczyzna ten od kilku dni na tyle bał się o bezpieczeństwo swoich dzieci, że woził je na przystanek ciągnikiem.
Przed podjęciem jakichkolwiek działań policjant, który przyjechał na miejsce wezwania, próbował skontaktować się z okolicznymi weterynarzami. Jak bowiem zakładał psy należało wyłapać. Jako, że była to niedziela, nie udało się dodzwonić do żadnego z nich, podobnie jak do szefa koła łowieckiego „Rogacz”.
Policjant poprosił więc o pomoc jednego z myśliwych z tego koła, stwierdził bowiem, że zagrożenie ze strony tych psów dla mieszkańców jest duże i trzeba interweniować natychmiast. We dwóch próbowali odgonić zdziczałe psy radiowozem, było to jednak nieskuteczne. Gdy tylko wysiadali z samochodu, psy stawały się wobec nich agresywne. Podjęli wówczas decyzję, aby do psów strzelać. Przed akcją policjant zwrócił się do trójki dzieci, bawiących się na pobliskim podwórku, aby natychmiast weszły do domu. Dzieci, jak twierdzi policjant, wbiegły do mieszkania. Jest, więc wysoce prawdopodobne, że zarówno one jak i nikt inny, odstrzelenia psów nie widział.
Myśliwy oddał do psów trzy strzały, po których zwierzęta padły.
Jak podkreśla policjant, decyzja ta była bardzo trudna, ze względu na okoliczności, ale jak ocenili to obaj z myśliwym, psy były tak agresywne, że nie wiedzieli innego wyjścia.
Zwierzęta te były całkowicie zdziczałe, nie szukały kontaktów z ludźmi, do zabudowań zbliżały się jedynie w poszukiwaniu jedzenia. Niedaleko miejsca zdarzenia znaleziono tak zwaną gawrę, legowisko, które sobie wykopały. Nie jest też wykluczone, że w tym stadzie było więcej psów.
Policja prowadzi w tej sprawie wewnętrzne postępowanie wyjaśniające.
Te zastrzelone psy spotkał z pewnością tragiczny koniec, można jednak zadać pytanie, co by się stało gdyby nie podjęto takiej decyzji i psy zagryzłyby dziecko. Kogo wtedy media obarczałyby odpowiedzialnością?
Jak dużym problemem i zagrożeniem, nie tylko dla ludzi, ale i dla dzikich zwierząt są psy i to niekoniecznie zdziczałe, może opowiedzieć każdy leśniczy i myśliwy. Wielu właścicieli psów wychodzi z założenia, że pies powinien „wykarmić się sam” i wypuszcza wygłodniałego czworonoga do lasu. A ten nie wie, co to jest na przykład okres ochronny. Wiele bezbronnych, często młodych lub ciężarnych zwierząt ginie w ten sposób.
Te psy zastrzelone w Wiewiecku, też pewnie kiedyś miały swoich właścicieli, i zapewne nie podjęły samodzielnej decyzji o tym, aby uciec z domu i zdziczeć SM