(ZŁOCIENIEC. ) Wedle relacji wszystkich spotkanie ze Zbigniewem Wodeckim na stadionie Olimpu w Złocieńcu udało się znakomicie. Padał deszcz, przed koncertem nawet rzęsisty, ale - jak to nam powiedziano; - Wraz z rozwijaniem się akcji muzycznej nikt już nie zważał na kropiące niebo, do tego stopnia, że i parasolki pozamykano. -
Koncertu wysłuchało kilkaset osób. Tygodnik oddaje głos fanowi Wodeckiego w Złocieńcu: - Szkoda, że podkład muzyczny szedł z taśmy. Słyszysz potężną orkiestrę, a na estradzie tylko jeden facet. Rozglądasz się, ale na próżno. Nie ma nikogo, tylko on. Fajnie, że opowiedział swój życiorys. Okazało się, ile przypadków musi zajść w życiu człowieka, by w końcu wyszło na jaw, że ma wielki talent, ale, gdyby nie szczęście, to nic by z tego nie było. Szczęściem Zbigniewa Wodeckiego była Pszczółka Maja, w której niechcący zaśpiewał i tak potoczyła się lawiną kariera śpiewaka, ale i instrumentalisty, bo ojciec zmusił go do grania na skrzypcach. -
Zbigniew Wodecki śpiewał, grał na skrzypcach i na trąbce. Pozostawił po sobie wrażenie człowieka, artysty, który nie tylko gra i śpiewa, ale i w ogóle ma coś jeszcze ludziom do powiedzenia. I to też złocienieckiej publiczności powiedział, za co ta była mu wyjątkowo wdzięczna. Tego rodzaju wydarzenia w mieście nad Drawą i Wąsawą zdarzają się raz na kilka lat. Tak tu jest hermetycznie, tak tu jest swojsko. Tadeusz Nosel