(ŁOBEZ ) Ostatnie walne Spółdzielni Mieszkaniowej „Jutrzenka”, pomimo dość żywej dyskusji, nie przyniosło praktycznie żadnych zmian i potwierdziło status quo, ustalone jeszcze w ubiegłym roku.
Walne prowadził Zdzisław Szklarski. W skład prezydium weszli także Witold Szczybelski, Andrzej Zdzieszyński i Leokadia Włodarz. Na sali pojawiło się 36 z 44 delegatów, do końca obrad pozostało ich 33. Walne zorganizowano w sali konferencyjnej ŁCT w bardziej cywilizowanych w stosunku do ubiegłego roku warunkach. Na walnym pojawił się przedstawiciel Regionalnego Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych. Obecność Danuty Nicewicz-Cierpisz ze Związku związana była z przygotowanym dla delegatów protokołem z lustracji spółdzielni za lata 2004 – 2006. Lustrator podkreśliła sporo pozytywów zawartych w protokole. Chwaliła spółdzielnię za prace termomodernizacyjne, uregulowanie struktury własności gruntów i ogólny stan zasobu. Zwróciła jednak uwagę na konieczność zwiększenia windykacji długów, zwiększenia stawki remontowej oraz na niezgodne z prawem przeprowadzenie dwóch uchwał na poprzednim walnym. Biegła omawiając protokół pomyliła się i zysk zakwalifikowała jako straty. Sugerowała również podniesienie stawki remontowej.
Jak okazało się w czasie dyskusji, protokół został dostarczony delegatom zbyt późno, by mogli się z nim w pełni zapoznać. Najwięcej wątpliwości wzbudził wniosek dotyczący dwóch uchwał z poprzedniego roku.
- Pierwsza z tych uchwał, to podjęcie decyzji o zamontowaniu etażowego ogrzewania gazowego, druga zaś to decyzja o obniżeniu stawki remontowej – wyjaśniała Danuta Nicewicz. – Drugiej uchwały nie przewidywał nawet porządek obrad. Zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku nastąpiło przekroczenie kompetencji przez walne. Od podejmowania takich decyzji jest rada nadzorcza i zarząd. Państwo możecie wyznaczać kierunki działania i dokonywać ocen – stwierdziła, zwracając się do delegatów.
- Nie jest to dla mnie do końca zrozumiałe, skoro na poprzednim ZPCz, radca prawny Jadwiga Hajdukiewicz pozwoliła nam na przeprowadzenie tych uchwał, to dlaczego teraz w świetle innej opinii okazuje się to niezgodne z prawem? – pytał Jerzy Mechliński. – Walne jest przecież najwyższym organem.
- Nie zgadzam się z opinią lustratorów – stwierdziła radca Hajdukiewicz. – Gdyby trafiło to do sądu, to na pewno nic by się nie stało.
Lustrator pozostała jednak przy swoim zdaniu, twierdząc, że w tych konkretnych sprawach walne winne podjąć jedynie uchwały wyznaczające kierunki działań.
- Ponieważ jest to kontrola przeprowadzona przez Regionalny Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych, czyli organ, w którym skupione są wszystkie spółdzielnie, uważam, że jest ona tendencyjna i nieobiektywna – komentowała Helena Szwemmer. – Zresztą niewielka jest jego wartość, skoro myli pani zysk ze stratą, a to, że w 2006 roku spółdzielnia poniosła 0,5 mln strat w żadnym stopniu kontrolerów nie poruszyło. Sugeruje pani również konieczność podwyższenia stawki remontowej, nie odnosząc się jednocześnie do zaplanowanych kosztów remontów. Takie stwierdzenie jest po prostu nie uprawnione. -
W dyskusji zabrał głos Antoni Moroz, który jako jedyny z delegatów przebrnął przez 81-stronicowy dokument.
- Jest to dość interesująca lektura i szkoda, że nie mamy możliwości dyskusji nad nim. Wspomniano tu o wykazanych w nich błędach jakie popełniła spółdzielnia. Mnie jednak bardziej zastanawia, dlaczego wiele błędów, o których wiemy, nie znalazło się w tym protokole. Nie ujęła pani choćby niezrealizowania przez zarząd uchwały w sprawie podziału działki dla mieszkańców bloku w Węgorzynie. Nie ma też w nim mowy o niestatutowym wyborze pani prezes na stanowisko, a ta sprawa jak wiemy jest w sądzie apelacyjnym i myślę, że jego rozstrzygnięcie będzie jasne. To co zwróciło jednak moją uwagę, to brak przepisów przejściowych w nowym statucie, zarejestrowanym w ubiegłym roku, regulujących długość kadencji aktualnego składu rady nadzorczej, której członkowie zostali wybrani na okres pięciu lat. Nowy statut ustala długość kadencji na cztery lata, przy jedenastoosobowym składzie. „Lustrator nie jest w stanie określić, czy rada na koniec 2006 roku posiada jeden wakat... W tym przedmiocie rozstrzygać może sąd”. Tu kłania się obsługa prawna naszej spółdzielni - znowu trzeba dochodzić czegoś przed sądem. Wspomniała pani o zadłużeniu. Na 327 tys. zł małe Resko posiada 1/3 całego zadłużenia. Tam się w zasadzie nic nie zmniejsza, a można się jedynie domyślać dlaczego Resko robi nam takie długi – dodał.
- Skoro w 2005 roku przeznaczono na lustrację finansową ponad 5 tys. zł, to nie rozumiem dlaczego przeprowadza się ją ponownie? – pytała Helena Szwemmer. – Jeżeli chodzi o zadłużenie czynszowe, to zwróćmy uwagę na dość jeden istotny fakt: zaległości, które wynikają z ponad pięcioletniego niepłacenia czynszu wynoszą 132 tys. zł. Jedna pani nie płaci za swoje 80-metrowe mieszkanie już od siedmiu lat. Gdzie dotychczas był zarząd i rada nadzorcza? Skoro twierdzi pani, że ZPCz powinno nadawać tylko kierunek, to ja twierdzę, że pani wnioski są przedstawiane po to, by nas ukierunkować.
- Nie jesteśmy dla was wyrocznią – broniła się Danuta Nicewicz. – Nie jestem też finansistą i przepraszam za ten lapsus. Nie zamierzam też niczego państwu narzucać. Kontrola, o której pani wspomniała, wynikała z objęcia w 2005 roku funkcji prezesa przez panią Wasielewską, która chciała zapoznać się ze stanem finansów spółdzielni i nie miało to nic wspólnego z kontrolą, którą przeprowadzamy zawsze po zmianie przepisów.
W protokole znalazł się również wniosek dostosowania do przepisów regulaminu rady nadzorczej. Regulamin dopuszczał udział członków rady w organizowanych przez spółdzielnię przetargach.
- Rada nie mogła brać udziału w przetargach, jest bowiem organem kontrolującym – stwierdziła biegła.
- Postuluje pani rozważenie podwyższenia stawki remontowej, wnioskując jednocześnie o podjęcie działań w celu zmniejszenia zadłużenia czynszowego – mówił Jerzy Mechliński. – To przecież jest ze sobą ściśle związane. Gdyby była lepsza ściągalność, nie byłoby potrzeby wnoszenia o podwyższenie stawki. - powiedział.
Dyskusję o lustracji podsumował jeden z delegatów, wnioskując o wystąpienie z Regionalnego Związku Rewizyjnego, twierdząc, że spółdzielcy ponoszą duże koszty, nie odnosząc przy tym żadnych korzyści.
Wniosek odrzucono jednak później większością głosów.
Główną osią dalszej dyskusji była kwestia zadłużenia.
- W 2000 roku zadłużenie wynosiło 182 tys. zł, rok później już 220 tys. zł. W 2002 roku - 325 tys. zł, w 2003 roku – 378 tys. zł, w 2004 – 383 tys. zł, w 2005 – 457 tys. i w 2006 – 405 tys. zł – wyliczał Jerzy Mechliński.
– Należałoby się zastanowić nad tym, co działo się przez ostatnie sześć lat, bo mam takie wrażenie, że nikt nie panował lub nawet nie chciał panować nad rosnącym długiem. Zarząd spółdzielni mówi teraz o konkretnych działaniach. Rozumiem, że takowe są teraz podejmowane. Ale działania muszą być naprawdę konkretne, bo jak dobrze wiemy, tak rosnące zadłużenie może przyczynić się do upadłości spółdzielni. Dlatego też wnioskuję o zobligowanie zarządu do przedstawienia konkretnego planu działania w celu zmniejszenia zadłużenia. - powiedział.
- Rok 2005 – jak dobrze wiemy – był dla spółdzielni rokiem szczególnym – odpowiadała prezes Jolanta Wasielewska. – Jak jednak widać po danych dotyczących ubiegłego roku, nasze działania powoli przynoszą efekty. -
Większością głosów przyjęto wszystkie sprawozdania, łącznie z finansowym, wokół którego było najwięcej pytań. Większość delegatów udzieliła także absolutorium radzie nadzorczej i zarządowi. Drogą uchwały przyjęto również wniosek o ocieplenie klatek schodowych w blokach przy ulicy Prusa w Resku.
Przeszedł także wniosek Jerzego Mechlińskiego, dotyczący podjęcia wspólnie z gminą rozmów w zakresie budowy mieszkań socjalnych, w których można by umieścić najuciążliwszych dłużników. Wniosek chyba trochę spóźniony, bo w Łobzie nowy burmistrz już u progu swojej kadencji podjął ten temat. Mieszkania mają powstać w pierwszej kolejności w Worowie i Łobzie w miejscu dawnej kotłowni ZEC. Rozmowy takie należałoby podjąć z burmistrzem Reska. Zarząd spółdzielni już kilka miesięcy temu poruszał tę kwestię z burmistrzem Arkadiuszem Czerwińskim. Ten jednak uważa za bardziej opłacalne płacenie spółdzielni za mieszkańców zagrożonych eksmisją, niż angażowanie środków w budowę mieszkań socjalnych, argumentując swoje stanowisko rosnącymi cenami materiałów i usług budowlanych.
Odrzucono wniosek zarządu o podwyższenie stawki remontowej o 20 groszy za metr kwadratowy. Przegłosowano również postulat zamieszczenia w przyszłorocznym sprawozdaniu finansowym kosztów utrzymania zarządu. Podjęto także uchwałę o sprzedaży pomieszczeń garażowych w węgorzyńskim zasobie spółdzielni. Wobec zbliżającej się nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych wybrano komisję mającą, już po wejściu zmian w życie, dostosować statut spółdzielni do nowych wymogów. W skład komisji weszli: Bogdan Górecki, Tomasz Mechliński, Zdzisław Szklarski, Danuta Wojtowicz i Elżbieta Szadziewska. W czasie wyborów do komisji okazało się, że tego punktu nie przewidywał porządek obrad. Jak zauważył Antoni Moroz, w komisji mogą pracować również zwykli członkowie, którzy na walnym byli przecież nieobecni. Rewidenci badając uchwały z ubiegłorocznego walnego stwierdzili, że podjęcie uchwały nie zamieszczonej w porządku obrad kłóci się z prawem. Przy następnej lustracji znów mogą to wykazać. (gp)
O wrażeniach i przemyśleniach po walnym rozmawialiśmy z Antonim Morozem, jednym z najaktywniejszych od lat członków „Jutrzenki”.
Antoni Moroz – Chciałbym odnieść się na początku rozmowy do wyrażonej publicznie przez prezes spółdzielni opinii, dotyczącej rzekomo niekorzystnych dla części mieszkańców przepisów mającej niedługo wejść ustawy. Pani prezes uważa, że ci, którzy wykupili mieszkania przed wejściem w życie przepisów, mówiących o nominalnej cenie wykupu, zostaną pokrzywdzeni. Ja pokrzywdzony się nie czuję, bo swoje mieszkanie jeszcze w latach 70-tych wykupiłem właśnie po cenie nominalnej. Swego czasu, bodajże w latach 80-tych, prezesi spółdzielni, szkolący się w związkach rewizyjnych, wymyślili sobie, że będą zarabiać na członkach spółdzielni uwłaszczając ich według stawek rynkowych. To były wyłudzone pieniądze. Teraz trzeba je zwrócić. Tylko jak, gdzie one są? Wszystkim mieszkańcom, którzy mają taką możliwość radziłbym, by zaraz po wejściu w życie ustawy jak najszybciej dokonali obliczeń ile mają jeszcze do spłacenia (być może dosłownie złotówkę) i przekształcili mieszkania we własne. Uważam, że należy zrobić to niezwłocznie, bo posłowie SLD już zapowiadają, że nową ustawę zaskarżą do Trybunału Konstytucyjnego, chcą ratować tych, których niegdyś posadzili na stanowiskach.
Red. – Czy spółdzielcy mieli wtedy jakieś możliwości przeciwdziałać tej - nazwijmy to - grabieży?
AM – Wielu członków nie dbało wówczas o swoje mienie. Wielu z nich było też na garnuszku spółdzielni i to nowe rozwiązanie zrekompensowano im po prostu.
Red. – Jakie wrażenia odniósł pan po ostatnim walnym?
AM – Po walnym jak przed walnym. Krótko mówiąc, co zarząd zrobi, to i tak jest dobrze, a jak czegoś nie zrobi, to i tak nic się nie dzieje. Zarząd i rada nadzorcza ma swój żelazny elektorat i „ojców chrzestnych”, którzy nie pozwolą na istotne zmiany - abyśmy poczuli się współwłaścicielami, aby liczyła się siła argumentów, a nie argument siły. Zadłużenie zaś jest doskonałą kartą przetargową w każdym sporze, widzianym zależnie od punktu siedzenia. Nie było fizycznej możliwości na wyciągnięcie konkretnych merytorycznych wniosków z przedstawionych nam sprawozdań z lustracji, finansowego, zarządu i rady nadzorczej. Walne, które trwało wprawdzie około siedmiu godzin, prowadzone było w bardzo pośpiesznym tempie. Członkowie rady nadzorczej, poza przewodniczącym Zbigniewem Pudełko nie brali udziału w dyskusji. Byli tam do udzielenia absolutorium i obowiązywała ich „partyjna dyscyplina”. Dyskusję członków ograniczał przewodniczący zebrania, rygorystycznie przestrzegający czasu wypowiedzi. Warto dodać, że część członków siedząca – chyba nie przypadkowo – po prawej stronie, wiedziała więcej na temat omawianych punktów, niżby to wynikało z ogólnikowych sprawozdań. Odpowiedzi były bardzo ogólnikowe. Krótko mówiąc: odwaliliśmy „szychtę”. Próba podjęcia prawdziwej dyskusji na temat znalezienia sposobu na radykalne zmniejszenie zadłużenia czynszowego, zgłoszona przez przewodniczącego rady nadzorczej, była w zasadzie głosem wołającego na puszczy i nie znalazła u większości naszych delegatów uwagi. Warto tu dodać, że problem jest poważny. Małe Resko przyczynia się do 1/3 zadłużenia z przedziału powyżej 2 tys. zł. Wyczytałem to w protokole lustracyjnym. Jest to ponad 144 tys. zł. Tu nie pomoże tylko drastyczne polepszanie ściągalności. Tu trzeba kompleksowych rozwiązań, które raz na zawsze uwolnią nas od tego problemu.
Red. – O jakich rozwiązaniach pan myśli?
AM – Tego nie powiem. Będzie to tylko mój głos w dyskusji, który zostanie z pewnością wykorzystany w cyniczny i pogardliwy sposób przez hermetyczne autorytety naszego środowiska. Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię, poruszoną w protokole pokontrolnym. Dowiadujemy się w nim, że spółdzielnia wynajmuje dwa mieszkania. Powstaje pytanie: po co budować nowe bloki, skoro na dwa mieszkania w Resku nie było chętnych?
Red. – Tutaj muszę panu wejść w słowo - mieszkania w Resku mają w większości duży metraż i może po prostu nie było chętnych, spośród oczekujących, którzy byliby gotowi płacić wysokie stawki.
AM – Mogło tak być. Nigdy jednak za mojej kadencji, jako delegata na ZPCz, w naszym zasobie 1328 mieszkań. W sprawozdaniu pokontrolnym w tablicy nr 5 widnieje zapis, informujący, że spółdzielnia od 2004 dysponuje 1326 mieszkaniami. Wychodzi na to, że poszukiwanie tych dziewięciu mieszkań było jednak choć w części uzasadnione.
Red. – Jak ocenia pan tak sporą absencję na walnym?
AM – Na 44 delegatów przybyło zaledwie 36. Taka postawa jest dla mnie nie zrozumiała, nie powinni być delegatami, chyba, że mieli naprawdę ważne powody, by nie być walnym.
Red. – Postulował pan jeszcze w czasie podpisywania aktu notarialnego o dokładne określenie części wspólnych. Tymczasem zarząd broni się, tłumacząc, że dotychczasowa ustawa obliguje go do podania współczynnika, na podstawie którego dany spółdzielca może sobie obliczyć swój udział w części wspólnej. Nie może tego pan tak właśnie zrobić?
AM – A do czego mam ten współczynnik odnieść? Do ogólnej powierzchni części wspólnych? Brakuje tu dokładnego określenia części wspólnych dla każdego bloku. Jest to istotne zważywszy, że zarząd zamierza wydzierżawiać wózkownie, suszarnie, zasiedziałym w nich członkom spółdzielni. Ten pomysł nie jest dla mnie do końca zrozumiały. Nie są dla mnie jasne zasady zawierania umowy z dzierżawcą. Ten musi mieć zgodę 75% mieszkańców bloku. Dlaczego nie 100%, lub inaczej – 50% plus jeden? Dlaczego w ogóle? Na co pójdą pieniądze w ten sposób uzyskane?
Red. – Na fundusz remontowy.
AM – Tak twierdzi zarząd, a jak będzie - zobaczymy za rok.
Red. – Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Grzegorz Paciorek