(ŁOBEZ) Wizyta Szczepana Olesińskiego, kierownika Jednostki Gospodarczej Zasobu Agencji Nieruchomości Rolnych w Nowogardzie na środowej sesji rady powiatu stała się przyczynkiem do dyskusji nad polityką agencji, a w szczególności nad sytuacją stadniny ogierów w Świętoborcu.
Jeszcze przed sesją kierownik Olesiński, na prośbę przewodniczącego rady Marka Kubackiego, złożył sprawozdanie z działalności JGZ. W czasie sesji uzupełnił swoją inforamcję
- Na początku lat 90-tych agencja przejęła 55 tys. ha ziemi. Do tej pory udało się sprzedać zaledwie 13 tys. To stosunkowo niewiele w stosunku do innych jednostek. Świadczy to o słabszej kondycji finansowej mieszkańców powiatu łobeskiego. W tej chwili wolne grunty obejmują około 9 tys. ha, z czego jednak 2 tys. jest bezumownie użytkowane. Obejmując swoje stanowisko w maju ubiegłego roku zastałem w powiecie łobeskim 4,5 tys. ha tak użytkowanej ziemi. W ciągu roku udało się odebrać ponad 2 tys. ha ziemi użytkownikom, którzy po wypowiedzeniu przez agencję umów o dzierżawę nie kwapili się do jej oddania lub po prostu użytkowali ją bez żadnego prawnego uzasadnienia. Dla przykładu, w powiecie goleniowskim jest tylko 750 ha. Pomimo wejścia do unii i pojawienia się dopłat do rolnictwa nie wzrosła liczba chętnych do kupna ziemi i w dalszym ciągu większość podań dotyczy zwierania umów o dzierżawę w celu powiększenia gospodarstwa. W ubiegłym roku na ten cel przeznaczyliśmy 2 tys. ha. Poprzednia struktura dzierżawy w powiecie łobeskim składała się w znacznej mierze z dużych spółek. Większość z nich jest w stanie upadłości, dzięki temu możemy wydzierżawiać rolnikom potrzebną im ziemię. Korzystne dla miejscowej struktury jest pojawianie się tutaj sporej grupy młodych rolników, którzy mogą teraz starać się o potrzebne im areały. Paradoksalnie więc, niekorzystne umowy z początku lat 90-tych owocują teraz sporym dostępem do wolnej ziemi dla indywidualnych rolników – stwierdził.
- Sztandarowym problemem Łobza jest stadnina ogierów. 2006 rok był pierwszym rokiem, kiedy to biuro prezesa „odpuściło” sobie ten problem i pozwoliło na sprywatyzowanie tego obiektu przez oddział w Szczecinie. Jak mniemam, do tej pory prezesi chcieli pochwalić się sukcesem, którego jednak nie dane było im osiągnąć. W ubiegłym roku odbyła sie pełna procedura przetargowa; od ceny wywoławczej od 6 mln zł do ceny zredukowanej do 2,4 mln zł i w tym cyklu przetargowym nie udało się nam znaleźć nabywcy. W tym roku rozpoczęła się ponownie procedura przetargowa. Rozdzieliliśmy obiekt na dwie części. Przetarg odbył się dwa tygodnie temu. Niestety, nadal nikt się nie zgłasza. Jednakże cena wróciła do ceny początkowej i - jak sądzę - kontrahenci czekają na jej spadek.
Temat stadniny wywołał na sali obrad ożywioną dyskusję.
- Czy możemy mieć pewność, że ewentualny nabywca jednej z tych części, bądź całości tej nieruchomości, nie będzie chciał jej użytkować wbrew dotychczasowemu przeznaczeniu? – zapytał przewodniczący rady.
- Przetargi na ten obiekt są przetargami ofertowymi – odpowiadał Olesiński. – Z tego co wiem, to do komisji zapraszane są różne osoby, niekoniecznie pracownicy agencji. Przetarg ofertowy rozstrzyga cenę sprzedaży i rodzaj oferty. Niczego z góry się nie narzuca. W ubiegłym roku w drugim przetargu pojawił się jeden oferent, który przyjął cenę, ale nie podpisał umowy.
- Przetargi organizuje się od 2 lat. Stado to ma ponad stupięćdziesięcioletnie tradycje, które wiążą się mocno z tym miastem. Zastanawia mnie, czy agencja poczuwa się w obowiązku do właściwej sprzedaży tego obiektu – drążył przewodniczący Kubacki.
- Mamy określone specjalne procedury przetargowe, które dotyczą właśnie takich obiektów. Zależy nam na sprzedaży tego obiektu. Sam w ubiegłym roku oprowadzałem trzy delegacje zagraniczne po tym obiekcie – bronił się przedstawiciel agencji.
Do słów kierownika, odnoszących się do nieudanego w ubiegłym roku przetargu, odniosła się Halina Szymańska.
- Wspomniany przez pana kontrahent odmówił podpisania tej umowy, w wyniku doliczenia w ostatniej chwili kosztów konserwatorskich. Okazało się, że zainteresowany musi jeszcze dopłacić około 70 tys. zł. Mimo tego zdecydował się zapłacić, ale w późniejszym terminie. Centrala agencji w Warszawie nie zgodziła się jednak na to przesunięcie.
- Skoro gotów był wydać 2,4 miliona, a nie mógł wydać tej stosunkowo drobnej kwoty, to można sądzić, że był to swego rodzaju pretekst – ripostował kierownik.
- Tylko czyje jest to tłumaczenie, tego kontrahenta, czy agencji? - zapytał starosta Antoni Gutkowski.
- Tego nie potrafię powiedzieć. Agencja pomyliła się w obliczeniu kwoty minimalnej. Gdy go poinformowano o zmianie ceny, zdarzyło się coś, co spowodowało, że w wyznaczonym terminie nie został złożony podpis pod umową – stwierdził przedstawiciel ANR.
- Mogę panu powiedzieć jak odbiera to łobeskie społeczeństwo – kontynuował starosta Gutkowski. – Skoro nie udało się tego sprzedać przez tyle lat, to odbieramy to po prostu jako złą wolę agencji, która nie wiem jaką grę prowadzi, skoro czekając parę lat nie mogła poczekać miesiąc.
- Na najbliższą sesję przygotuję projekt uchwały, która wnosi protest w tej kwestii do pana szefów – stwierdził przewodniczący rady.
- Przeciwko czemu ma być ten protest, przeciwko wspomnianemu przetargowi? - zapytał z kolei administrator Olesiński.
- Uchwała będzie mówić o zaniepokojeniu społeczeństwa tego miasta i powiatu obecną sytuacją stadniny, jej dekapitalizacją i tym, że działania agencji nie są na tyle intensywnie podejmowane, by uratować ten obiekt – odpowiedział przewodniczący.
- Dobrze by było, gdyby pan przewodniczący przed wypracowaniem takiej uchwały złożył zapytanie do dyrektora oddziału, celem szczegółowego zapoznania się z okolicznościami wymienionego przetargu. Nie wiem bowiem wszystkiego na ten temat, nie byłem bowiem w komisji przetargowej – stwierdził Szczepan Olesiński.
Do dyskusji włączył się wiceprzewodniczący rady Ryszard Sola, biorący udział w komisji przetargowej jeszcze jako wiceburmistrz Łobza.
- Człowiek, który przystąpił do przetargu, miał nie tylko pomysł na uratowanie stada ogierów, ale też na zagospodarowanie całego terenu z miejscami na boiska, restaurację. Człowiek ten potrzebował miesiąca na zgromadzenie tej dodatkowej kwoty. Nie wiem dlaczego tyle tego czasu potrzebował, ale widać tu ewidentnie złą wolę agencji, która mogąc sprzedać ten obiekt za 2,4 mln zł, nie chciała poczekać na wpłatę pozostałej kwoty – stwierdził wiceprzewodniczący.
- Dość dziwne jest dla mnie to, że skoro jednak jest ktoś zainteresowany tym obiektem, to dzielicie go na dwie części – zauważył wiceprzewodniczący rady Jan Drozdowski.
- Mamy świadomość tego, że omawiany przez nas problem nie dotyczy oddziału terenowego, tylko struktur postawionych wyżej. Mamy jednak nadzieję, że ten przetarg dojdzie w końcu do skutku i agencja przestanie stawiać przeszkody – stwierdziła Halina Szymańska.
- Rozumiem racje państwa, rozumiem też jednak racje swoich kolegów, którzy obwarowani są konkretnymi przepisami – przyznał Szczepan Olesiński. – Podziału na dwie nieruchomości dokonano z określonych powodów. Trudno mi powiedzieć z jakich. Nie stoi jednak nic na przeszkodzie, by oferent traktował ten obiekt jako całość. Cena wyjściowa jest znacznie niższa, niż poprzednia i możliwe, że ten oferent wygra ten przetarg, zaoszczędzając jednocześnie kilkaset tysięcy złotych, które będzie mógł wydać na inne cele związane na przykład ze stadniną.
Dalszą część dyskusji dotyczącą już innych agencyjnych problemów opublikujemy za tydzień. (gp)