(DRAWSKO POM.) Jak wszędzie wśród wyznawców religii katolickiej i u nas można było być świadkiem uroczystych obchodów Świąt Wielkanocnych, obrzędów i zwyczajów z nimi związanych. Można było zobaczyć świątecznie udekorowane sklepy i kwiaciarnie. Największych przeżyć i wzruszeń dostarczały nam jednak wydarzenia religijne. W piątek pojawiły się w kościołach groby Chrystusa, przy których wierni czuwali do dnia Zmartwychwstania Pańskiego. W Wielką Sobotę wszyscy uczestniczyli w poświęceniu pokarmu niesionego w tradycyjnych koszyczkach do kościoła. W pierwszy dzień świąt w kościele pw. Zmartwychwstania Pańskiego w trakcie odbywających się Mszy św. miały miejsce ponowne złożenie ślubów małżeńskich po pięćdziesiątej i sześćdziesiątej rocznicy zawarcia związku małżeńskiego, odbyło się 10 chrztów dzieci oraz trzy pary powiedziały sobie sakramentalne „tak”.
W drugi dzień świat nie było widać wielu zwolenników oblewania się wodą, czego powodem była brzydka pogoda.
Triduum paschalne
Podczas Wielkiego Tygodnia kościół staje się domem żałoby, w którym panują cisza i ciemność: w Wielką Środę gasi się świece na ołtarzu, a w Wielki Czwartek klekotanie kołatek zastępuje głos dzwonów. Nadchodzi dzień Męki Pańskiej.
Według Ewangelii, Jezus Chrystus został ukrzyżowany na skalistym wzgórzu koło Jerozolimy, zwanym Miejscem Czaszki. W języku aramejskim nazwa ta brzmi Golgota, a jej łacińskim odpowiednikiem jest calvaria. Od XV wieku wznoszono w Europie tzw. kalwarie symbolizujące miejsce, gdzie dokonała się męka Syna Bożego. W Polsce pierwszą z nich była Kalwaria Zebrzydowska koło Lanckorony, ufundowana w XVII wieku przez Mikołaja Zebrzydowskiego. Inne polskie kalwarie to m.in.: Góra Kalwaria pod Warszawą, Kalwaria Pacławska koło Przemyśla, Górka Klasztorna koło Piły. Wierni pielgrzymują do nich przez cały rok, lecz największe tłumy pątników uczestniczą w misterium Męki Pańskiej.
Innym zwyczajem – wywodzącym się prawdopodobnie ze średniowiecznych misteriów drogi krzyżowej – było odsłanianie grobu Chrystusa. Odbywało się ono w Wielki Piątek, po nabożeństwie. Cudzoziemcy podróżujący po XVII – wiecznej Polsce byli zdumieni pomysłowością, przepychem i wystawnością bożych grobów. W okresie zaborów pojawiła się w nich symbolika narodowa. Do legendy przeszły groby wielkanocne przygotowywane podczas okupacji niemieckiej w warszawskim kościele św. Anny; dawały one początek manifestacjom patriotycznym.
W dużych miastach do dziś kultywowany jest zwyczaj „chodzenia na groby”, czyli odwiedzania ich w różnych kościołach. Często trzeba stać w długich kolejkach, ale to stwarza okazje do spotkań ze znajomymi. W przeszłości był to również czas kwestowania przez damy z towarzystwa na rzecz biednych.
Tego dnia w wiejskich chałupach gospodarze wygaszali stary ogień, by rozniecić nowy świecami zapalonymi od poświęconego, płonącego przy kościele ogniska. Dom, oborę i bydło skrapiali wodą święconą przyniesioną z kościoła.
Wielkanoc
To najradośniejsze święto – zarówno w kościelnym roku liturgicznym, jak i w obrzędowym kalendarzu wsi polskiej. W niedzielę wielkanocną dzwony kościelne brzmią w szczególny sposób, oznajmiając zmartwychwstanie Chrystusa. Jak wierzono na Podhalu, mogły one obudzić śpiących w Tatrach rycerzy, by szli walczyć o wolność Polski. Spiżowego głosu wielkanocnych dzwonów bały się złe moce, a ludzie, słysząc ich dźwięk, wyrzucali nienawiść ze swoich serc.
Od XVIII wieku msze rezurekcyjne odprawiano nie o północy, lecz o świcie. Tradycyjnie towarzyszyła im kanonada ze strzelb, pistoletów, petard, armat i moździerzy. Być może tę rytualną wrzawę podnoszono, aby przebudzić świat do życia.
Gdy zakończono już przygotowania, można było spokojnie zasiąść do stołu, podzielić się „święconym” i złożyć sobie życzenia wszelkiej pomyślności i zdrowia. Na wielkanocnym stole królowało jajko, od wieków uważane za symbol początku i źródło życia. W mitologiach wielu ludów można znaleźć opowieść o jaju, z którego powstał świat. Uważano je również za znak zmartwychwstania, odrodzenia, powrotu życia. W symbolice chrześcijańskiej zostało skojarzone ze świętem Zmartwychwstania Chrystusa, który „wstał z grobu jak z jaja kurczę” (Galicja XIX w.).
W ludowych wierzeniach jajo było lekarstwem na chorobę, urok, chroniło przed pożarem, pomagało zdobyć upatrzoną dziewczynę albo chłopaka, zapewniało urodzaj, szczęście i pomyślność. Taczanie jaja po ciele chorego miało „wlewać” w niego nowe siły, odradzać go. Noworodka myło się w wodzie, do której wkładano, poza innymi przedmiotami mającymi zapewnić szczęście i bogactwo, również jajo. Wydmuszki pisanek wielkanocnych położone pod drzewami owocowymi miały je chronić przed szkodnikami. Wierzono, że rzucone w płomienie ugaszą pożar.
Na wsi panował zwyczaj obdarowywania się pisankami. Dostawali je członkowie rodziny, dzieci chrzestne i osoby zaprzyjaźnione. Jeśli chłopakowi spodobała się któraś z panien, oznajmiał jej o tym, wręczając pisankę. Jeżeli dziewczyna ją przyjęła i w zamian dała swoją, znaczyło to, że odwzajemnia uczucia kawalera. W niektórych regionach Polski (Śląsk, Pomorze) dorośli chowali w ogrodzie, w domu lub obejściu koszyczki z kolorowymi jajkami i słodyczami. W niedzielę wielkanocną dzieci wyruszały na poszukiwanie darów, które – jak wierzyły – przyniosły im wielkanocne zajączki. Pisankami obdarowywano również zmarłych, przynosząc je na cmentarze, gdzie toczono je po mogiłach albo zakopywano w ziemi.
Pozostałością dawnych świąt zadusznych w obrzędowości wielkanocnej był krakowski zwyczaj rękawki, obchodzony we wtorek po Zmartwychwstaniu Pańskim. W tym dniu bogaci mieszkańcy Krakowa udawali się na wzgórze na Krzemionkach (legenda głosi, że jest to mogiła Krakusa), niosąc pozostałości świątecznego jadła. Zgromadzonym u podnóża biedakom i wiecznie głodnym studentom zrzucali z kopca pierniki, ciasta, orzechy i jajka.
Lany poniedziałek
Woda życia wypłynęła z boku Chrystusa w Wielki Piątek, choć dopiero Wielkanoc ujawnia w pełni jej moc oczyszczania i wspomagania odradzającego się życia. Należało jednak zachować ostrożność, ponieważ był to również czas wielkiej aktywności demonów wodnych – w tym okresie topielce mają „wielką moc do człowieka”. Z tego wierzenia wywodzi się dość powszechny w Polsce zakaz kąpieli w rzekach, strumieniach i jeziorach aż do dnia św. Jana.
Topielce, rusałki, mamuny i inne duchy wywodziły się z dusz ludzi zmarłych gwałtowną śmiercią, która zakłóciła naturalny bieg rzeczy i nie pozwoliła wypełnić się ich losowi (np. samobójców, dziewic zmarłych przed ślubem). Dlatego nie mogły przejść do krainy śmierci i przebywały w strefie pośredniej pomiędzy światem żywych a zmarłych. Miejscem ich bytowania były jeziora, stawy, bagna. Istoty nie z tego świata nie sprzyjały ludziom, ale w okresie wiosennego świętowania należało skorzystać z ich pomocy, aby zapewnić przyszły urodzaj. Dlatego w czasie Wielkanocy, w przeciwieństwie do Bożego Narodzenia, nie obowiązywał zakaz przędzenia, tkania, szycia, nie podejmowano żadnych wrogich kroków wobec demonów wody. Jak piszą Joanna i Ryszard Tomiccy w Drzewie życia: „Demony są w tej porze roku reprezentantami zapładniającej wody”.
W poniedziałek wielkanocny o świcie gospodarze (na południu Polski czynią tak do dziś) kropili swoje pola wodą święconą, żegnali się znakiem krzyża i, modląc się, wbijali w ziemię krzyżyki z palm, aby zapewnić urodzaj i pomyślność w pracy, a także ochronić zasiewy przed gradem. Błogosławiono ziemię i przyszłe zbiory, objeżdżając pola w procesji na koniach.
Z drugim dniem Wielkiejnocy związany jest także obyczaj zwany śmigusem-dyngusem lub lanym poniedziałkiem. W wytwornym towarzystwie zabawa ta przebiegała nieco łagodniej niż na wsi, chociaż, jak pisał Jędrzej Kitowicz: „(…) gdy się rozswawolowała kompania, panowie i dworzanie, panie, panny, nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkami jakich dopaść mogli; hajducy i lokaje donosili cebrami wiadrami wody, a kompania dystyngowana, czerpając od nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak iż wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu”.
Pierwotnie (potwierdzają to dokumenty synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku) dyngus i dyngusowanie były wymuszaniem datków, przede wszystkim jajek, pod groźbą przymusowej kąpieli. Śmigus oznaczał uderzanie, smaganie rózgą, gałązką albo palmą, choć np. na Śląsku Cieszyńskim oblewano dziewczęta wodą, a potem „suszono” je żartobliwymi uderzeniami bata z wierzbowych witek. Z czasem te dwa odrębne zwyczaje zostały połączone w jeden, śmigus-dyngus.
Włoch Giovanni Paolo Mucanti opisał w swojej relacji z podróży do Polski (w 1596 roku) krakowski zwyczaj „noszenia tegoż dnia (tzw. w poniedziałek wielkanocny) różdżek wierzbowych, na których rozwinięte są bazie – w drodze na Emaus bito nimi dziewczęta, mówiąc: „Cóż tak nieskoro idziesz na Emaus”. Krakowski odpust zwany Emaus odbywa się od wieków w poniedziałek wielkanocny przy klasztorze Norbertanek na Zwierzyńcu, na pamiątkę wędrówki zmartwychwstałego Chrystusa z dwoma uczniami, którzy go nie rozpoznali, do biblijnego miasteczka Emaus. Podczas odpustu można pokręcić się na karuzeli, postrzelać z korkowca, kupić w kramie piernikowe serduszko, glinianego ptaszka-świstawkę albo zabawkę emausową. mim
Jak Pani/Pan spędził Święta Wielkanocne?
Marzena z Drawska i Kasia z Krakowa- Bardzo dobrze, fantastycznie.
– Rodzinnie.
– Ja jestem z Krakowa i przyjechałam tutaj do rodziny, żeby razem z nimi spędzić święta.
Pani Helena- W gronie rodzinnym. Przyjechały dzieci, syn z Poznania, córka z Piły. Dopóki mama ma siły to zaprasza dzieci do siebie, kiedyś ja będę jeździć do nich.
Pan Dariusz z Gudowa- W porządku, bardzo dobrze. Prawie na miejscu, bo tylko 5 km od domu, w gronie rodzinnym.
Pani Regina- Beznadziejnie. W kuchni przy garach. Jak zwykle przyjmowałam rodzinę w domu.
Panie Iwona i Ola- Spokojnie. Pogoda trochę nie dopisała i większość czasu spędziłyśmy przy stole, oczywiście suto zastawionym. W rodzinnym gronie i nie tylko, bo odwiedzili nas również znajomi. Było bardzo miło.
Pani Mariola- Święta minęły mi spokojnie,
w domu z najbliższą rodziną.
Bartek i Michał- Dobrze. Spędziliśmy je z rodzicami w domu. W poniedziałek nie polaliśmy za dużo wody, bo nie było pogody.
Asia i Błażej ze Szczecina- Święta minęły nam bardzo dobrze, na jednym wielkim obżarstwie.
- Spędziliśmy święta w domu z najbliższą rodziną. Lany poniedziałek był mokry i dobrze oblany. Pogoda dopisała, bo dopiero wieczorem padał deszcz.
Pani Elżbieta- Rodzinnie i suto. Dzień Zmartwychwstania Pańskiego spędziłam w domu w gronie najbliższych. W lany poniedziałek wspólnie odwiedziliśmy rodzinę, było mokro, bo prawie cały dzień padał deszcz.
Panie Agnieszka, Gosia i IrenaWszystkie trzy panie były tego samego zdania – Mimo złej pogody święta minęły nam bardzo dobrze, miło i spokojnie.