(ŁOBEZ) Szkoła Podstawowa nr 3, mieszcząca się w budynku obecnego gimnazjum zakończyła swój żywot w 2001 roku, kiedy to w związku z reformą oświatową z 1999 roku szkołę opuścił ostatni rocznik. Patrona szkoły Adama Mickiewicza, a tym samym tradycje placówki, przejęło gimnazjum. Szkoła żyje nadal we wspomnieniach jej absolwentów. Dzisiejsi 40-latkowie rozrzuceni po różnych stronach kraju i świata postanowili je sobie odświeżyć i spotkać się raz jeszcze w murach swojej pierwszej szkoły.
24 lutego w sali gimnastycznej gimnazjum odbył się zjazd absolwentów szkoły z lat 1981 – 83. Na apelu pojawiło się kilkadziesiąt osób, obecni byli także byli nauczyciele, byłej już szkoły, na czele z dawnym jej dyrektorem Antonim Gutkowskim. Na salę wprowadzono nieco już wyblakły sztandar dawnej szkoły wraz ze sztandarem gimnazjum. Minutą ciszy uczczono zmarłych nauczycieli.
Z nauczycielami przywitał się w imieniu absolwentów Zbigniew Chuchro, jeden z organizatorów zjazdu, nawiązując jednocześnie w humorystyczny sposób do charakterystycznych powiedzonek każdego z nich. Organizatorzy przygotowali długi program artystyczny, w trakcie którego wystąpili między innymi „Łobuziacy” i „Łowiczanie”. Całość prowadził Janusz Zarecki. Po akademii byli uczniowie i ich nauczyciele udali się do szkoły, gdzie mieli okazję przypomnieć sobie siebie sprzed 25 lat.
Zjazd absolwentów szkoły podstawowej zdarzył się w Łobzie pierwszy raz. Zapytaliśmy jednego z autorów tego pomysłu o pomysł na zjazd.
- Dość powszechne jest organizowanie zjazdów w szkołach średnich – mówi Zygmunt Chuchro. – Zapomina się często o tych, którzy tą młodzież ukształtowali jeszcze zanim poszła do liceum, czy do technikum. Dlatego też zorganizowaliśmy nasz zjazd z myślą o naszych nauczycielach.
Jeszcze przed zjazdem powstała strona internetowa, mająca pomóc w zorganizowaniu imprezy. Tak wspominają swoją „budę” jej byli uczniowie:
“Już niedługo jest rocznica Grudniowa. Przypomniało mi się dzisiaj, jak ogłoszono strajk generalny, była wielka panika w szkole, pani K. zapłakana (akurat biologia była) wybiegła z klasy, nasze sioreczki klasowe były tak przerażone, że jak nigdy, słowa nie mogły wymówić. Ja siedziałem z Ciurnym, Walem, Matuchą i z kimś jeszcze (chyba Wysek) i dawaj wtedy organizować partyzantkę u Wala na leśniczówce. Plan był prosty... wiejemy ze szkoły do domu po żarcie i do Wala. Walo bierze Baśkę (kobyłę) z siodłem i pędzimy do lasu pod Wysiedle i tam kopiemy ziemiankę i będziemy się tam ukrywać. Nie wiedzieliśmy jeszcze z kim mamy walczyć i czym, liczył się fakt, że jest zgranie. Już było wszystko dograne, tylko uciekać i wtedy przyszła K. i szlag trafił cały plan, zadała jakieś czytanie po cichaczu i tak dotrwaliśmy do końca lekcji, a po lekcji puścili nas do domu i każdy zapomniał o partyzantce.”
...pamiętam to dokładnie, Łysy wychodził z pustelni i się nie pochylił, zawadził peruką o deskę i ta się zsunęła na świeczkę, potem zaczęła płonąć, zrobił się szum i peruka spadła, a Wysek ją zadeptał, bo się obawiał, że parkiet się zapali (najpierw wstał z parkietu, bo tam obaj leżeliśmy ze śmiechu). Marta podbiegła i brodę mu założyła na głowę, ale tak dziwnie, że jednym końcem wystawała nad uchem i to w nas wzbudziło jeszcze większą salwę śmiechu, ale spektakl dobiegł końca pomimo takich niespodziewanych trudności. Arek chylę przed tobą czoła za to, że do końca zachowałeś powagę i się nie załamałeś – to zdarzenie wspomniano również w czasie spotkania na sali sportowej łobeskiego gimnazjum. (gp)