(ŁOBEZ) Naszą kulturalną łobeską pustynię tak rzadko coś ożywia, że nawet kameralny koncert dany w sobotę w „10” przez Cree urasta do rangi ważnego wydarzenia.
Zespół pochodzi z Tych. Powstał w 1993 roku, założony przez syna Ryśka Riedla, Sebastiana, Sylwestra Kramka i Adriana Fuchsa. Pomysłodawcą nazwy był Rysiek Riedel, ojciec Sebastiana, którego zawsze fascynowała historia i życie Indian i sam chciał w przyszłości mieć zespół o takiej nazwie. Ich pierwszy ogólnopolski występ miał miejsce w 1997 roku na Festiwalu Młodej Kultury w Warszawie. W czasie Szóstych Olsztyńskich Nocy Bluesowych otrzymali grand prix. Brali również udział w festiwalu rockowym w Lille. Wydali do tej pory własnym sumptem trzy płyty, z których pierwsza zatytułowana „Cree”, poświęcona była w całości ojcu wokalisty. Zespół gra bluesa, z elementami rocka. Trudno nie oprzeć się pierwszemu wrażeniu, że wpływy „Dżemu” w ich muzyce są znaczne. Jest to jednocześnie atut zespołu ale i ciężar, którym obarczony jest głównie syn słynnego bluesmana.
- Bycie synem wielkiego wokalisty czasem ułatwia życie, bo ludzie słyszą nazwisko i kojarzą je od razu z moim ojcem, ale z drugiej strony każdorazowo kiedy zabieramy się za muzykę i chcemy nagrać płytę ciąży na nas piętno „Dżemu”, specyficznej stylistyki, bluesa. Gramy swoje kawałki, a ktoś mówi, że czerpiemy pełnymi garściami z tego, co oni nagrali – mówi w jednym z wywiadów Sebastian Riedel.
Zespół zagrał dwa 50 – minutowe sety. Niewielka sala koncertowa klubu z trudem pomieściła amatorów żywego i prawdziwego grania. Zgromadzeni w „10” młodzi ludzie mieli okazję wysłuchać porządnego, zagranego przy bardzo dobrym jak na te warunki nagłośnieniu bluesa, nie stroniącego od ostrych rockowych solówek i riffów.
Przyjazd tego zespołu do naszej z pozoru zabitej deskami mieściny wskazuje na to, że głównie od chęci uzależnione jest zorganizowanie atrakcyjnego koncertu.
- Gdy dowiedzieliśmy się, że syn Ryśka Riedla ma swój zespół, postanowiliśmy ściągnąć tutaj „Cree” – mówi właścicielka klubu – i po prostu zadzwoniliśmy do nich.
Widać też wyraźnie różnicę między samorządowym mecenatem nad kulturą, pochłaniającym masę pieniędzy, a działaniem kilku zupełnie prywatnych osób, które chcą w jakiś sposób ożywić to miasto. (gp)