(ŁOBEZ) Czas wyborów to czas społecznego obrachunku. Plakaty, ulotki, debaty, rozmowy w domach, na ulicach, w urzędach i firmach. Zastanawiamy się, co kto robił, zostało zrobione, co można zrobić i kto to zrobi. Oceniamy dotychczasowe osiągnięcia, ale i zaniedbania i zaniechania poszczególnych ludzi sprawujących władzę, zastanawiamy się nad nowymi kandydatami, czy mają cechy i osobowość, by mogli zastąpić tych, co się nie sprawdzili.
DEPOZYTARIUSZE NADZIEI
Głównym motorem napędzającym wybory jest nadzieja. Nadzieja, że możliwe jest lepsze jutro. Gdyby jej nie było, nikt nie poszedłby głosować. Oprócz tych, którzy we władzy upatrują stanowisk i traktują ją jako miejsce pracy. Gdyby tak było, wystarczyłby casting lub nabór wedle reguł urzędu pracy. Jednak sprawowanie władzy to coś więcej, niż stanowiska i wykonywanie pracy. Od tego są urzędnicy i biurokracja. Wybory wyłaniają depozytariuszy nadziei, którzy mają być motorem zmian, wyznaczać kierunki rozwoju, myśleć o społeczności w jej wszystkich dziedzinach, zaspokajać, oprócz bytu, także nasze potrzeby duchowe i kulturowe, estetyczne i etyczne.
CZAS NA SAMORZĄD
Obecne wybory samorządowe są inne od poprzednich za sprawą dojścia do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Ta partia potrafiła odnowić społeczną nadzieję, odwołując się do elementarnych – wydawałoby się, utraconych - wartości ożywiających każdą demokrację; w sens prawa, sprawiedliwości, uczciwości, niepodległości, czyli decydowania o własnych sprawach. Nazwała jasno to, co zżerało Polskę przez minione 17 lat i przystąpiła do zmieniania tego. Bez względu na to, jak potoczą się losy tej partii i całej koalicji, czy sprosta postawionemu sobie wyzwaniu naprawy Rzeczpospolitej, czy też przegra lub sprzeniewierzy się własnym ideałom, wyznaczona została granica wobec tego co było, a co powinno być. Nadzieja została ożywiona i już to jest wartością sama w sobie, nie do przecenienia. To ona przecież ożywia ludzkie działania na każdym poziomie społecznym, a gdy umiera, następuje rozkład, degrengolada. Teraz przychodzi czas na zagospodarowanie tej nadziei na wszystkich poziomach życia zbiorowego. Czas na samorząd. Nikt nie przyjedzie z Warszawy i nie naprawi nam ulicy, chodnika, płotu, nie zadba o właściwe wydawanie pieniędzy z budżetu. Musimy zrobić to sami. Zagospodarować nadzieję tak jak potrafimy.
KRES POLITYCZNEGO KLIENTELIZMU
To nie kto inny, jak właśnie Jarosław Kaczyński określił dobrych kilka lat temu zmiany wyborcze w Polsce jako TKM. Przestrzegł przed tym własną partię. Po 1990 roku prawie wszystkie partie przejęły styl rządzenia uprawiany w PRL. Określono go mianem politycznego klientelizmu. Tak jak za komuny szło się do sekretarza i załatwiało, tak teraz szło się do znajomych w rządzącej partii i też załatwiało. Polityka nie była oparta na wartościach, lecz na znajomościach i układach. To spowodowało, że od życia publicznego i gospodarczego zostało odsuniętych wielu wartościowych i uczciwych ludzi. TKM musiał spowodować kryzys, gdyż zamiast promować ambitnych i zdolnych, promował miernych, ale wiernych. Partie III RP przejęły patologię PRL. Problem polega na tym, że wielu nowych ludzi weszło w to i nabyło właśnie takie rozumienie polityki. Problem nie polega na tym, że PiS obsadza stanowiska swoimi ludźmi, lecz czy otwiera szansę dla innych; czy odblokowuje mechanizm wolnorynkowej gry i awansu najzdolniejszych; czy niszczy pomysły i inicjatywy obywatelskie, czy jednak umożliwia ich realizację. Czy przecina patologie, czy się w nie wpisuje.
Niestety, politycznym klientelizmem zaraziło się wielu lokalnych działaczy, także młodych i także z partii rządzącej i koalicyjnych. Mechanizm przecież jest uwodzicielski, zwłaszcza dla ludzi o słabo wykształconej etyce i charakterach. Ale tak było zawsze i tak będzie, ważne, czy teraz przełamiemy ten mechanizm.
POTRZEBNA ODWAGA I NIEZALEŻNOŚĆ
By tak się stało, trzeba wybrać w wyborach ludzi odważnych i niezależnych. Dzisiaj wszelkie inne cechy są drugorzędne. Co z tego, że ktoś ma wykształcenie, jest popularny, sprawował wiele funkcji, jeżeli nie ma odwagi i jest zależny od układów, nie zmieni ich. Nie zmieni niczego. Może poprawić to lub tamto, mieć nawet sukcesy gospodarcze, ale jeżeli nie odblokuje możliwości i potencjału tkwiącego w mieszkańcach, nie zachęci ich do współrządzenia i nie uruchomi narzędzi dla społecznej aktywności, ostateczny bilans niewiele będzie różnił się od bilansu poprzedników. Może tylko statystyką, słupkami, cyframi. Nie one są miarą sukcesu, choćby były najlepsze, lecz poziom uczestnictwa i zadowolenia obywateli.
KTO SIĘ ODWAŻY NA ZMIANY?
W Łobzie mamy sześciu kandydatów na burmistrza. Na gospodarza miasta i gminy. Dotychczasowi burmistrzowie Marek Romejko i Ryszard Sola startują z dotychczasowym, czteroletnim dorobkiem. Najpierw muszą się z niego rozliczyć, by mogli uzyskać zaufanie na następną kadencję. Jest na to szansa w dzisiejszej, publicznej debacie kandydatów, chociaż ci co śledzili minioną kadencję mają zapewne wyrobione zdanie.
Przyznam, że cenię wyraziste postaci w polityce. Mój kandydat powinien mieć jasny ogląd sytuacji, czyli wyrobioną diagnozę obecnej sytuacji i twarde postanowienie zmian. To warunek wstępny, by w ogóle ubiegać się o wybór. To trochę przypomina pracę lekarza – właściwa diagnoza wyznacza właściwe leczenie. Fałszywa – nawet zgon. Jak ktoś potrafi ocenić, gdzie są błędy i zaniechania, umie nazwać po imieniu lenistwo, brak kompetencji, arogancję i egoizm, wie, gdzie marnują się pieniądze, gdzie jaki wydział źle funkcjonuje, kto kieruje się w pracy zyskiem, a nie służbą, jak funkcjonują podległe struktury, ten wie, co trzeba zmienić. Dopiero ta wiedza pozwala szukać narzędzi do tych zmian. Tylko niezależność i odwaga powodują, że można je skutecznie zrealizować. To drugi warunek. Co z tego, że niektórzy kandydaci wiedzą, ale nie mają determinacji, bo są uwikłani w różne układy; rodzinne, koleżeńskie, biznesowe, więc tych zmian nie gwarantują. Już z ich wypowiedzi można wyczytać, co będzie dalej; mówią oględnie, próbują tłumaczyć oczywiste zło, unikają jasnych deklaracji i ocen. Przykładów jest wiele; wniosek Komisji Rewizyjnej o zarządzaniu mieniem komunalnym miał trafić do prokuratury – nie trafił. Co z tego, że wielu ludzi się napracowało, że odkryto ewidentne fakty marnotrawstwa publicznych pieniędzy – zabrakło odwagi, zadziałały układy. Przykład z powiatu; zatrudniono pana Romana Ciechańskiego w ŁCT do pozyskiwania inwestorów. Pamiętam sesję, na której radni zdecydowali, że przekażą na jego działalność 38.400 zł. To było na początku kwietnia 2005 roku. Niedługo miną dwa lata. - To stanowisko funkcjonuje i daje efekty. Część tych efektów była omówiona przy okazji debaty nad poszukiwaniem inwestorów. - mówił wtedy wicestarosta Wiesław Bernacki. Przeciwny wydawaniu tych pieniędzy był wtedy Marian Płóciennik. Poparło go tylko trzech radnych. Przez te dwa lata nic nie usłyszeliśmy o inwestorach, ani nawet o staraniu się o nich. Po prostu „przechowano” Ciechańskiego do następnych wyborów. Sytuacja jest taka, że ten, co wtedy miał rację, nie startuje w wyborach, Roman Ciechański – owszem, na wójta Radowa Małego, chociaż powinien najpierw rozliczyć się z pieniędzy, które zostały na niego wydane. Naszych pieniędzy. Chyba, że pan były wójt uważa, że należy mu się dożywotnia renta z budżetu z tytułu jakichś zasług. Po prostu niech to powie, może społeczeństwo ufunduje mu taką rentę.
CZAS NA LUDZI
Nie wiem skąd się to bierze, ale niektórzy myślą, że społeczeństwo powinno ich utrzymywać, a najlepszym sposobem na to jest zdobywanie władzy. Niestety, jak widać, znajdują zrozumienie u innych. Tym sposobem tworzy się przechowalnie i reprodukuje patologie władzy. Tak tworzy się układ. O tym układzie krążą po Łobzie legendy. Dorzucę kamyczek, bo jest zdumiewający. Założyłem się o pół litra, że jest to niemożliwe. Co? Ano to, że pan Ryszard Sola, wiceburmistrz, startował do rady powiatu, jeszcze do Stargardu Szcz. z komitetu Haliny Szymańskiej. Przegrałem zakład. Niewiele później poparł Marka Romejkę na burmistrza, z który z kolei ostro walczył z Szymańską. No tak, czy mam iść do wice, by oddał mi flaszkę, bo trudno było mi zrozumieć sens jego zachowania? Człowiek się ciągle uczy... A dopiero wczoraj przeczytałem wywiad w NTŁ z Elą Pilecką, która chce zwiększyć bezpieczeństwo i porządek publiczny. Redakcjo, litości!
Zacząłem od PiS-u, jako promotora zmian, i na nim zakończę. Łobeski PiS to największe rozczarowanie naszych lokalnych wyborów. Nie zaistniał i tylko zachodzę w głowę – dlaczego? Może nie miał zaistnieć, bo silny mógłby zagrozić łobeskim układom. Wielka strata. Gdy zawodzą partie pozostaje odwołanie do obywateli. I do nich się odwołuję. Wybierajcie takich, którzy będą bronić tego miasta przed upadkiem, upadkiem miejsc pracy, którzy będą was szanować i dbać o wasze interesy. I waszą godność. Od tego zaczyna się normalna demokracja. KAR