Mewa chyba zlekceważyła Inę Ińsko, zajmującą ostatnie miejsce w tabeli i chciała mecz wygrać spacerkiem. Takie mogły być nastroje przed meczem. Do szatni reszczanie schodzili już ze spuszczonymi głowami, bo przegrywali 0:1. I na nic mogły się zdać tłumaczenia, że mamy przewagę. Wygrywa ten, co strzela bramki. A z tym Mewa miała spore kłopoty.
Pomimo naporu w pierwszej połowie, to goście strzelili bramkę. Obrońca potknął się i zgubił piłkę, co skwapliwie wykorzystał napastnik Iny; przechwycił ją i długim rajdem pociągnął ją do pola karnego i strzelił w róg bramki.
Kibiców uspokoił dopiero w 70 min. Arek Pawłowski, który z rzutu wolnego, posyłając piłkę nad murem, strzelił ładną bramkę, nie dając szans Markowi Smolińskiemu, broniącemu bramki Iny. Pomimo dużej przewagi nadal nie udawało się reszczanom odczarować bramki gości. Niestety, brakuje skuteczności, a zawodnicy starają się za wszelką cenę sami strzelać gole, nie myśląc o skutkach dla całego zespołu. Mówić krótko – “chytrzą”, co kończy się najczęściej utratą piłki lub niecelnymi strzałami w sytuacjach, gdy wystarczy nagrać do partnera, który przyłożyłby nogę do piłki i byłoby po sprawie. Na szczęście tak zrobił Damian Gabryś, który dostał idealną piłkę za obrońców, ale nie strzelał, tylko wyłożył ją Błaszczykowi, który wbił ją do siatki. A była już 90 minuta i groziło kompromitacją przed własną publicznością.
Po długiej nieobecności kibice mogli zobaczyć na boisku Łukasza Gabrysia i jego powrót jest sporym wzmocnieniem zespołu. Przyda się na mecz ze Świtem, który czeka Mewę w najbliższą sobotę. (r)