(DRAWSKO POM.) Państwo Beata i Cezary Krenzowie kupili plac od PKP przy ul. Kolejowej i Sobieskiego. Chcieli tam przenieść skup złomu, który prowadzą na innej działce. Gdy zaczęli go grodzić od ul. Sobieskiego, naszli ich urzędnicy i straż miejska i zabronili im. Co prawda Krenzowie złożyli wniosek o grodzenie po linii starego murku, ale odkryli, że ich działka ma granicę kilka metrów dalej. Postanowili więc ogrodzić działkę po jej granicy i wtedy rozpętała się burza. Trwa już ponad pół roku, i nikt się nie kwapi, by ją zakończyć. Ludzie zainwestowali i marnują czas i nerwy, instytucjom nie spieszy się, by sprawę rozwiązać kierując się interesem obywatela. A przecież do obsługi spraw obywateli zostały powołane i za to obywatele płacą w nich zatrudnionym.
Po kupieniu działki Krenzowie wystąpili do naczelnika Wydziału Architektoniczno-Budowlanego Krystyny Tobiszewskiej o pozwolenie na postawienie ogrodzenia.
- Mieli przyjść geodeci i pomierzyć działkę. Nie przyszli. Od torów miała być siatka, od ul. Kolejowej i Sobieskiego ogrodzenie betonowe, by zasłonić plac. Od momentu kupna Gmina miała miesiąc czasu, by skorzystać z prawa pierwokupu. Nawet PKP pytało ich, czy kupią. Nie było odpowiedzi, więc nabyliśmy prawo do działki. Złożyliśmy wniosek o pozwolenie na budowę pod koniec kwietnia. Wtedy pani Tobiszewska sama powiedziała mi, że możemy postawić ogrodzenie po starym murku z siatką, albo po granicy. Dopiero wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że mamy działkę o cztery metry dalej od tego murku. Później okazało się, że trzeba uzupełnić dokumenty, więc uzupełniliśmy je i ponownie złożyliśmy wniosek pod koniec lipca. Czekamy i czekamy, a tuż żadnej odpowiedzi. W sierpniu poszliśmy do pani Tobiszewskiej, a ona mówi, że już mamy pozwolenie. Okazało się, że jak w ciągu miesiąca urząd nie wyrazi sprzeciwu, to znaczy, że decyzja uprawomocnia się. Niestety, nikt o takich szczegółach nie informuje ludzi. Do dzisiaj byśmy czekali. - mówi Beata Krenz.
4 września Krenzowie wynajmują firmę, płacą jej i firma rozpoczyna grodzenie.
- Jak zaczęli stawiać słupki przy ul. Sobieskiego, przyjechał burmistrz Ptak i powiedział, że tak nie może być, że nikt nie będzie zasłaniał widoczności na zakręcie. Później przyjechał pan Jędrzejczak z panem Kujawką ze straży miejskiej i wygonili nam pracowników. Powiedzieli, że robimy niezgodnie z planem, bo powinniśmy robić po starym ogrodzeniu, a stare ogrodzenie było na systemie PKP, a weszliśmy na nowe rozwiązanie, bo tam był słupek graniczny. To więcej od starego ogrodzenia o 144 metry kwadratowe. I ja mam teraz za to płacić podatek od nieruchomości, a nie mogę tego wykorzystywać? Przecież taką działkę kupiłem. - mówi podenerwowany Cezary Krenz.
Pytam, na jakiej podstawie interweniowała straż miejska, czy miała jakąś decyzję w ręku. Czy dostali decyzję o wstrzymaniu grodzenia. Pan Krenz mówi, że straż decyzji nie miała, a oni nie dostali. Powiedzieli im, że przywiozą (rozmowa odbyła się tydzień temu).
- Straż miejska interweniowała, bo wiceburmistrz Tobiszewski kazał nam śmieci pozbierać, zdjąć trzy płyty z ogrodzenia, bo zakrętu nie widać. Dostaliśmy upomnienie na piśmie. Jest u naszego mecenasa. Dzisiaj była ta sama ekipa i ja powiedziałem krótko; biorę siekierę i rozganiam was. I rozgoniłem. Gdy zapytałem, na jakiej podstawie interweniują, to powiedzieli, że mam posprzątać, bo taki prikaz dostali z góry. Pan Jędrzejczak miał przywieźć kwitek, na jakiej podstawie wstrzymują prace i do tej pory się nie pokazał. Ogrodziliśmy teren taśmami, to nam zerwali, ktoś połamał nam kilka płyt, ukradli cztery lampy i nikt się tym nie interesuje. Ale firma pojechała do Węgorzyna i wszystko stoi w miejscu. Pan Tobiszewski powiedział, że niepotrzebnie wzięliśmy mecenasa na burmistrza, bo trzeba było rozmawiać. My rozmawiamy już pół roku i nic z tego nie wynika. - mówi Cezary Krenz.
Krenzowie są podenerwowani, bo uważają, że wszyscy utrudniają im prowadzenie działalności. Urzędnicy, jeżeli mówią im o przepisach, to tylko takich, które mają ich powstrzymać lub utrudnić życie. Żaden nie pomaga, nie powie, co, gdzie i jak trzeba załatwić, jak przyspieszyć sprawę, tylko wygłaszają formułki o tym, czego nie mogą lub co im grozi.
Gdy rozmawiam z naczelnik Wydziału Architektoniczno-Budowlanego starostwa Krystyną Tobiszewską, ta rozpędza się w mnożeniu przepisów, które mają pokazać, że to co chcą zrobić Krenzowie jest nierealne. Mówi, że by uruchomić skup złomu, plac musi być wyłożony geomembraną itd. itp. Pani Krenz też o tym słyszała, tylko że oni nie zamierzają skupować aut, a chyba tylko w takim przypadku można mówić o geomembranach. Piszę - chyba, gdyż tak naprawdę przy takich uogólnieniach trudno zrozumieć, czy takie są przepisy, czy takie dopiero będą, czy też
są adekwatne do konkretnej sytuacji Krenzów. Urzędnik powinien mieć w sobie chęć pozytywnego załatwienia sprawy, a nie wymyślać przeszkody. W zastanej sytuacji trudno sobie wyobrazić takie działanie; ktoś stwierdza, że ogrodzenie stawiane jest za blisko drogi. Przyjeżdża, prosi Krenza o wstrzymanie na prac na kilka dni, celem rozpoznania problemu. Po kilku dniach przyjeżdża z planem jego rozwiązania; mówi co pan Krenz ma zrobić i przedstawia plan działania urzędu oraz wyznacza przypuszczalny termin zakończenia sprawy; dajmy na to jest to burmistrz; my się tym zajmiemy, porozumiemy się ze starostwem, określimy plan działania i to, co my możemy zrobić jako urzędy, zbierzemy dokumenty, przedstawimy sposób rozwiązania korzystny dla obu stron i przystępujemy do działania. Urzędnicy urzędu i starostwa zbierają się, wertują papiery, oceniają sytuację, uzgadniają kto popełnił błąd i jak go naprawić, podejmują decyzję i wykonują.
A sprawa wydaje się oczywista; po pierwsze – błąd popełniły PKP, instytucja państwowa, więc inne instytucje, choćby i samorządowe, powinny choć trochę poczuwać się do naprawienia tego błędu, w ramach jednolitości państwa i odpowiedzialności instytucjonalnej;
po drugie – szybko można się zorientować, że w tej sprawie nie ma winy Krenzów, gdyż kupili działkę taką, jaką im sprzedano. Część tej działki leży w pasie drogi powiatowej, więc powiat prędzej czy później musiałby ją i tak przejąć, więc jest właściwą stroną w sprawie. Po takich ustaleniach trzeba szybko podjąć decyzję i rozwiązać problem. Ale te ustalenia powinny zająć urzędowi kilka dni, a nie miesiące. Jeżeli trzeba wykupić ten kawałek pasa drogowego, to trzeba to odważnie stwierdzić, omówić sytuację z właścicielem, ustalić terminy i wykonać.
Rozumie to już chyba szef Zarządu Dróg Powiatowych pan Zbigniew Kot, który powiedział nam wczoraj, że składa sprawę do Zarządu Powiatu, który podejmie decyzję. - Trzeba wysłać geodetę, żeby pomierzył ten kawałek, oszacować i będziemy rozmawiać. - stwierdził.
A jak to wygląda w praktyce? - Pani Tobiszewska powiedziała mi, że nie położymy tam ani kawałka blachy. Czyli skupu złomu ma nie być. - mówi Beata Krenz.
Drugą sprawą jest otrzymanie zgody z urzędu miejskiego na prowadzenie na tej działce skupu złomu. Krenzowie dostali od burmistrza decyzję odmowną. Mogą tam prowadzić jedynie skład opału.
- A czym różni się nasz skup złomu od skupu pana Salwy? - pyta pani Krenz. - Oni otworzyli w marcu tego roku i nie ma problemów, dlaczego więc nas traktuje się inaczej?
Burmistrz Zbigniew Ptak nie chce ze mną rozmawiać, więc odpowiedź na to pozostanie tajemnicą. Ale nie do końca. Zacytujmy Głos Koszaliński: “Burmistrz Z. Ptak nie ma pojęcia, na jakiej zasadzie złom skupuje działająca obok firma: - Działa na terenach kolei - rozkłada ręce. Nie wyklucza też, że w przyszłości plan zagospodarowania można zmienić, ale sam w to wątpi, bo przeciwko skupowi złomu protestują mieszkający w pobliżu ludzie.”
Obie firmy działają na podobnych zasadach, są właścicielami terenu, leżą przy torach, dzieli je kilkadziesiąt metrów. Jedna może prowadzić skup złomu, drugiej burmistrz nie chce wydać pozwolenia. I jeszcze twierdzi, że nie ma pojęcia. A powinien.
- Oni chcą nas wymęczyć. Ja ciężko harowałem, by to kupić, więc nie popuszczę. - mówi pan Cezary. - Jesteśmy jeszcze młodzi, mamy trójkę dzieci, chcielibyśmy coś zrobić, zatrudnić ludzi, płacilibyśmy przecież podatki, a tu tyle problemów. - dodaje pani Beata.
Burmistrz rozgłasza wszem i wobec, że dba o przedsiębiorców. Najlepiej, gdyby to był jegomość w białej koszuli, marynarce od Armaniego, z walizką pieniędzy i zaprosił go do Austrii na “sondażową” wycieczkę. Niestety, Krenzowie nijak nie pasują do tego obrazu. Nie chcą nawet specjalnych względów z tego powodu, że są drawszczanami. A powinni. To przecież powinno coś znaczyć...
Kazimierz Rynkiewicz
Państwo krezowie to porzadna rodzina
Która bardzo dobrze znam gdyż to moja rodzina
I nie pozwolenie na to aby ktoś rzucał im
Kłody po nogi ja jestem z Legnicy i bardzo
Proszę aby urzendasy w Drawsku mogli pomagać mieszkańcom drawska POM byli zadowoleni
~KRZYS
2006.10.26 17.32.49
PISZCIE NA TYM FORUM CO WAS BOLI I ZROBIMY WIELKIE SPOTKANIE I ARTYKÓŁ DO GAZETY I TELEWIZJI,TRZEBA TO ZROBIĆ SZYBKO JESZCZE PRZED WYBORAMI A WYBORY JUŻ BLIKO 12.11.2006 TAK ŻE ZACHĘCAM GORĄCO DO WYPOWIEDZI. POZDRAWIAM POSZKODOWANYCH I REDAKTORA KTORY MA ODWAGE PISAC PRAWDE...
~KRZYS
2006.10.26 17.29.23
MAM Z NIMI TO SAMO I MOI ZNAJOMI LOKALNI PRZEDSIĘBIORCY TEZ,TRZEBA SIE ZJEDNOCZYC I TO WSZYSTKO NAGŁOŚNIĆ,JAK NAJPRĘDZEJ,TRZEBA STWORZYĆ KOMITET POKRZYWDZONYCH PRZEZ LOKALNE URZEDY I URZEDNIKÓW,ŻEBY LUDZIE ZNOWU ICH NIE WYBRALI BO BYŁO BY TO ZNOWU 4LATA UDRĘKI. PODZIELAM WASZE ZDANIE CAŁKOWICIE I POPIERAM WAS.