(GRYFICE) Burmistrz od 10 lat utrzymuje fikcję, zapewniając lekką kasę Łobożewiczowi, w zamian ten robi mu kampanię wyborczą
Od 10 lat burmistrz Gryfic Andrzej Szczygieł utrzymuje fikcyjny układ w podległych mu jednostkach. Zatrudnia i płaci dyrektorowi szkoły podstawowej nr 3 w Gryficach Romanowi Łobożewiczowi za dodatkowe pół etatu w Zespole Placówek Oświatowych. Jest to oczywistą fikcją, gdyż Łobożewicz pracując na pełnym etacie w szkole fizycznie nie jest w stanie w tych samych godzinach pracy być w obu jednostkach jednocześnie. Pracując więc 8 godzin bierze kasę za 12. Dlatego zarabia więcej od wiceburmistrza. Układ jest patologiczny, ale wszyscy się boją i nikt nie chce go ruszyć. W końcu trzeba. IV RP puka do gmin. Nie powinna ominąć Gryfic.
Ta historia wydaje się być kwintesencją dotychczasowych rządów burmistrza Andrzeja Szczygła i jego zaplecza politycznego. Najpierw postpezetpeerowskiego, czyli SLD, obecnie po skłóceniu się z tą partią, układu ludzi, którzy chcą zachować intratne stanowiska.
Gdy gminy przejmowały szkoły w 1995 roku, przejęły również obsługujące je Zespoły Ekonomiczno-Administracyjne Szkół (ZEAS-y). Zdecydowana większość gmin zlikwidowała je i przekazała jego zadania placówkom uznając, że „czapy” nad nimi są zbędnym i zbyt kosztownym balastem. Gminy te uznały, że lepiej jest, jak szkoła sama sie administruje, bo i wychodzi taniej, a szkoła wie co ma i co robi, administrując i obsługując samą siebie. To, jakie gmina przyjmie rozwiązanie w tej kwestii, pozostawiono wolnej woli radnych, idąc tym właśnie tokiem myślenia, że radni będą rządzić oszczędniej i szukać jak najlepszych rozwiązań.
Ówczesna rada, już z burmistrzem Andrzejem Szczygłem, nie wysilała się zbytnio, pozostawiając strukturę ZEAS-u, a zmieniając tylko nazwę. Tak powstał Zespół Placówek Oświatowych (ZPO).
“Zespół Placówek Oświatowych został powołany uchwałą Rady Miejskiej w Gryficach z dniem 01 stycznia 1996 r. jako jednostka budżetowa do obsługi finansowej oświaty na terenie Gminy Gryfice.” - taka informacja widnieje pod nazwą ZPO w Biuletynie Informacji Publicznej (BIP) urzędu miejskiego w Gryficach. To, że jest to “jednostka budżetowa do obsługi finansowej” to istotna informacja, gdyż próbowano mi wmówić, że ZPO „jest placówką oświatową”, zaś jego dyrektor Roman Łobożewicz powołał się nawet na art. 62 Ustawy o systemie oświaty. - Dyrektor Zespołu jest to stanowisko pedagogiczne. - stwierdził.
Zanim rozprawię się z tymi bzdurami, które obaj panowie zapewne przez lata wciskali (bez) radnym i słabo zorientowanym, wyłuszczę istotę tego układu.
KASJERSKI UKŁAD
Po pierwsze - jakby się nie gimnastykować, zawsze wyjdzie, że Roman Łobożewicz będąc dyrektorem Szkoły Podstawowej Nr 3 i jednocześnie dyrektorem ZPO jest w wielu sprawach sam dla siebie przełożonym (patrz kompetencje ZPO), a to już patologia.
Po drugie – pracuje w szkole na etacie dyrektora, czyli 8 godzin i na pół etatu w ZPO (4 godz.). Jeżeli obie placówki pracują od 7.00 do 15.00, czyli 8 urzędowych godzin, to jak dyr. Łobożewicz w ciągu tych 8 godzin przepracowuje 12??? Po obowiązkowych 8 godzinach w szkole idzie do zamkniętego urzędu miejskiego, gdzie mieści się ZPO i siedzi tam 4 godziny rozmawiając sam ze sobą? Czy też odwrotnie, najpierw idzie na 4 godziny do ZPO (od 7.00 do 11.00), a później leci do szkoły i odpracowuje etat od 11.00 do 19.00, czyli też siedzi sam w budynku i gada ze sobą? Jak mógłby pracując do 19.00 zajmować się jeszcze, jako prezes Stowarzyszenia Inicjatyw Obywatelskich „Ziemia Gryficka”, organizacją spływów, imprez i tym podobną działalnością parapolityczną?
Otóż nie. Dyrektor Łobożewicz bierze kasę za 12 godzin, za półtora etatu, załatwiając sprawy w ciągu urzędowych 8 godzin. Zapewne zdarzy się, że posiedzi czasami dłużej, ale komu to się nie zdarza.
By nie zostawiać ZPO bez nadzoru, dyrektor zatrudnił sobie na etacie zastępcę do spraw ekonomicznych, czyli pana Jana Daniłowa, który załatwia większość spraw.
ZESPÓŁ PLACÓWEK
OŚWIATOWYCH
Gdy rozmawiam z burmistrzem Andrzejem Szczygłem o ZPO, akurat ma na biurku budżet. ZPO kosztować podatników w 2006 r. 484 820 zł. Taki jest zaplanowany budżet. Listę zatrudnionych dostarcza pan Daniłow. Wyliczył, że jest 7,25 etatu i te pół. W księgowości pracuje 6 osób (łącznie z kasjerką i sekretarką), kadrowa, na 0,25 etatu zaopatrzeniowiec. Pan Daniłów zapomniał o sobie, czyli 8,75 etatu. Miesięcznie na ZPO wychodzi 40 tys. zł. W przeliczeniu na jedną placówkę oświatową (szkoły i przedszkola) daje to 4,5 tys. zł miesięcznie.
PEDAGOGA I BURMISTRZA
TRUDNOŚCI Z CZYTANIEM
Problem pojawia się wtedy, gdy tak skonstruowany patologicznie byt trzeba uzasadnić. Pół biedy, gdy nie pytają. Zwłaszcza radni. Dziennikarza można zbyć, bo na oświacie nie musi się znać. Burmistrz i dyrektor używają do tego magicznego hasła - „Ustawa o systemie oświaty”. Burmistrz twierdz więc, że skoro ZPO powstało na podstawie tej ustawy, to jest, cytuję: „placówką oświatową”. To ma wyjaśniać, dlaczego musiał zatrudnić pedagoga, a nie na przykład ekonomistę.
Jeszcze dalej idzie dyrektor Roman Łobożewicz, twierdząc, że jego zatrudnienie reguluje art. 62 tejże ustawy o oświacie. Przypomina, że gmina ogłosiła konkurs ograniczony do mieszkańców gminy Gyfice, w którym ponoć miał istnieć zapis, że dyrektor ZPO musi być dyrektorem szkoły.
- Dyrektor Zespołu jest to stanowisko pedagogiczne. - mówi.
O czym mówi przywołany przez dyrektora art. 62 Ustawy o systemie oświaty? Ano o tym, że organ prowadzący szkoły może łączyć je w zespoły, na przykład gimnazjum z podstawówką. Co to ma wspólnego z Zespołem Placówek Oświatowych, zajmującym się obsługą finansową i administracyjną szkół? Tyle samo, co osoby o imieniu Roman mają wspólnego z Romanem Łobożewiczem.
Zespół Placówek Oświatowych ani nie jest zespołem szkół – jakby chciał jego dyrektor, ani niewiele ma wspólnego z oświatą, w sensie edukacji, prowadzenia lekcji – jakby z kolei chciał burmistrz. Po prostu kłamią w żywe oczy, bo trudno ich podejrzewać o brak wiedzy na poziomie elementarnych rozróżnień.
- Artykuł 62 nie dotyczy zakładów obsługujących szkoły. Do takich stosuje się artykuł 5, ustępy 7 i 9. – potwierdza moje podejrzenia pan Andrzej Syrek z nowogardzkiej delegatury Zachodniopomorskiego Kuratorium Oświaty.
Ustęp 7 mówi, że organ prowadzący szkoły odpowiada za ich działalność, zaś ust. 9, że w celu wykonywania zadań wymienionych w ust. 7 organy prowadzące szkoły”mogą tworzyć jednostki obsługi ekonomiczno-administracyjnej szkół i placówek”.
KASJER SPOŁECZNIK
– DWIE TWARZE DYREKTORA
Na zewnątrz pan Roman Łobożewicz pozuje na społecznika, pasjonata, organizuje spływy kajakowe, imprezy kulturalne, jest prezesem powstałego wiosną Stowarzyszenia Inicjatyw Obywatelskich „Ziemia Gryficka”. Stowarzyszenie już zapowiedziało, że wystawi i poprze Andrzeja Szczygła na burmistrza Gryfic. Jakże by inaczej. To burmistrz firmuje i ochrania układ z Łobożewiczem, a ten teraz zrobi mu kampanię wyborczą. Zorganizował dwa konkursy dla stowarzyszeń na organizację imprez. W ich wyniku ponad 50 tysięcy trafiło z budżetu do Stowarzyszenia prezesa Łobożewicza.
Ale to niewielkie pieniądze w stosunku do tych, jakie burmistrz zafundował Łobożewiczowi tworząc fikcyjny układ z zatrudnieniem go w ZPO. Łobożewicz, wrażliwy społecznik, od kilku lat „pracując” na pół etatu zarobił kupę kasy. Ile? Dokładnie nie wiadomo, bo zdając sobie sprawę z patologii tego układu starannie zaciera ślady swojej pracy w ZPO.
Otóż w Biuletynie Informacji Publicznej dowiemy się po nazwisku, kto jest dyrektorem wszystkich jednostek organizacyjnych gminy, oprócz właśnie ZPO. We wszystkich oświadczeniach majątkowych, złożonych za 4 lata, Łobożewicz uparcie nie wpisuje swojego zatrudnienia w ZPO, ani nie podaje – ile w ZPO zarabia. Podaje tylko, że z tytułu zatrudnienia w szkole. Ile może zarabiać dyrektor szkoły? Porównywalnej w Gryficach „czwórki” – 61 tys. w 2005 r. Łobożewicz – prawie 117 tys.! A przecież doskonale wie, składając przez tyle lat oświadczenia i wcześniej będąc radnym, że należy wyszczególnić dochody ze wszystkich źródeł. Łamie przepisy, ale ma takiego szefa, który udaje, że tego nie widzi. Miesięcznie wychodzi mu prawie 10 tys. zł! Można wtedy pozwolić sobie na społecznikostwo.
Doszło do takiego absurdu, że zarabia więcej od swojego przełożonego, bo takim jest wiceburmistrz Mirosław Tyburski, który za 2005 r. zarobił o 5 tys. mniej od niego.
Jak to więc jest z jego wrażliwością, kulturą, inteligencją, skoro nie potrafi odróżnić zespołu administracyjnego od zespołu szkół, skoro nie potrafi poprawnie wypełnić oświadczenia majątkowego, skoro w tych samych godzinach pracy jednostek wyrabia półtora etatu, jak to jest, gdy jako dyrektor ZPO załatwia sprawy z dyrektorem szkoły nr 3, czyli z samym sobą? Nosi ze sobą lusterko, by zawsze mieć pod ręką drugą twarz? Może ta druga twarz to oblicze wyrachowanego politycznego gracza i cynicznego materialisty wykorzystującego okazję do zarobienia za wszelką cenę dużych pieniędzy. Przecież na zajmowanym przez niego drugim stanowisku mógłby pracować ktoś, kto nie znalazł pracy i musiał wyjechać za granicę... Tymi dobrami Łobożewicz się nie podzieli. Jak już to lizakami z dziećmi na osiedlu, a i to za budżetowe pieniądze.
Za ten układ w całości odpowiada burmistrz Andrzej Szczygieł, jako zatrudniający i przełożony Łobożewicza. Czy Łobożewicz powinien zwrócić pieniądze jako pobrane nienależnie za nieprzepracowany czas pracy, a burmistrz odpowiadać za niegospodarność i brak nadzoru? Na te pytania powinny odpowiedzieć wszelkie organy kontrolne do tego uprawnione. Oprócz rady, bo ta przez cztery lata nie zainteresowała się tym.
Kazimierz Rynkiewicz